niedziela, 4 grudnia 2011

Wilczy Glod

Z restauracja, ktora zaraz opisze, pierwszy raz spotkalem sie w romu 2009, kiedy jechalem z Wroclawia do Murzasichle w celu uraczenia gorskiego powietrza i wod termalnych w okolicznej Bukowinie Tatrzanskiej. Niedaleko od autostrady A4, w kierunku Zakopanego, przejezdza sie przez mala wioske o nazwie Krzyszkowice. Po prawej stronie znajdziecie zjazd na Oberze Wilczy Glod...

Z zewnatrz wyglada niepozornie, a jednak w srodku to raj dla osob lubiacych domowe zacisze i regionalne smaki. Na wstepie wita was Wilczy bar:

Mozna sprobowac tam swojskiej kielbasy, ogorkow, chleba czy tez rewelacyjnego smalcu..
W celu wyjasnienia, caly obiekt wyglada od srodka na stara izbe, stoliki sa rozmieszczone w przechodnich pokojach zrobionych w regionalnym stylu.

Na slupie w przejsciu mozna znalezc preferencje szefa kuchni co do dania na dany dzien..


Niestety, nie dalem sie zwiezc Szefowi kuchni w pierwszy dzien i sam zadecydowalem o swoim obiedzie. Wybor z obszernej karty padl na:

  • Kawa + woda standardowo
  • Strogonov z pieczywem
  • Wiejska goscina (3 rodzaje mies m.in karkowa i poledwica), kluski slaskie, sos borowikowy.

Na wstepie zawsze mozna sie spodziewac swojskiego chleba wraz ze smalcem, ktory jest nie do opisania.. Przyznam sie bez bicia, przywiozlem 3 sloiki 300g, dwa poszly od razu po przyjezdzie na stol..


 Do obiadu, jako dodatek, zamowilem bukiet surowek...



To, co stalo sie pozniej, jest nie do opisania... Niestety.. na deser nie bylo miejsca, czas gonil, organizm nie byl w stanie przyjac wiecej posilku, czas ruszac w droge...

Wycieczka tym razem celowala w Termy w Bukowinie Tatrzanskiej i nie omieszkalem takze tam zjesc na miejscu, co opisze w kolejnych postach, ale pozostajac poki co przy Wilczym Glodzie... W drodze powrotnej, bez dwoch zdan, musialem zaliczyc rewizyte...



Tak wyglada po krotce wystroj pokoi...

Na powrot zadecydowalem pojsc sladami szefa kuchni i zasugerowalem sie jego menu na ten dzien, tj:

  • Borowikowa
  • Poledwica Gazdziny z talarkami
  • bukiet surowek,
  • kawa i woda naturalnie...

Ku mojemu zaskoczeniu, borowikowa byla tak smaczna, ze miske opędzlowalem bez najmniejszego problemu, wiedzac ze kolejna porcja bedzie na tyle duza ze nie dam rady...ale nie moglem odpuscic, po prostu nie moglem...

Zaskoczeniem w obu przypadkach byl rachunek, bo porownujac w cenami we wroclawskich restauracjach, mozna smialo powiedziec, ze w Wilczym Glodzie jest stosunkowo tanio!

Jezeli chodzi o moja ocene restauracji, to bywam tam od 2009 roku i jeszcze osobiscie nie bylem w lepszej restauracji w Polsce! Solidnie i pysznie! Polecam!!!

Dodatkowo Wilczy Glod oferuje noclegi dla zmeczonych podroza, wszystkie potrzebne informacje znajdziecie na www.wilczyglod.pl.

Ps. Ciezko sie stamtad odjezdza :) doslownie :)))

wtorek, 4 października 2011

Paśnik - Żerniki Wrocławskie

Od dłuższego czasu, kiedy udaję się z rana do pracy, staram się omijać korki. Z mojej przepięknej miejscowości, można to zrobić tylko jadąc przez Iwiny lub Smardzów (k. Wrocławia). Któregoś przepięknego ranka (nie wiem jakim cudem pomyślałem, że będzie szybciej) pojechałem przez Smardzów. Tuż za przejazdem kolejowym - remont drogi. Ruch wahadłowy, i swoje odstać musisz!

Jednak był w tym jakiś niepisany plan, bo dzięki temu zwróciłem uwagę na nowo powstałą knajpę o przychylnej nazwie dla miłośników jedzenia - Paśnik.

Obok niej, napis: "Wkrótce otwarcie" - no cóż... i tak zaczęło się polowanie :-)

Wracając z pracy, moim oczom ukazał się napis. Dawał mi on wyraźne znaki, że zaprasza do środka :-) (Już otwarte).


W środku przestrzennie, stylowo, jak w karczmie. To co upolowane, powieszone na ścianach :-)


Jak to bywa na pierwszy raz, chce się spróbować wszystkiego, ale wybór padł na:

  • krem szpinakowy z grillowanym kurczakiem
  • żurek staropolski z jajem
  • medaliony wieprzowe na grzankach w sosie gorgonzola
  • pstrąg (łowiony na miejscu) smażony w oleju
  • medaliony wołowe opasane boczkiem w sosie gorgonzola podane na warzywach z frytkami
do tego standardowo kawa, woda gazowana z lodem.

Napoje zostały podane natychmiastowo, zupy chwilkę później. Na starter także nie trzeba było czekać długo. Ku mojemu zaskoczeniu, po zupie i starterze już byłem najedzony, a gdzie miejsce na danie główne?? No nic... w końcu PAŚNIK!

Dostaliśmy chwile wytchnienia, po czym zostało podane danie główne.. Duże... :-) wyrok zapadł...
wiedziałem, że nie ogarnę :-)

Jestem miłośnikiem dobrego mięsa, zwłaszcza w sosach serowych. Medaliony i z przystawki i z dania głównego po prostu pycha! Pstrąg, bardzo dobry, świeży.. Na zakończenie dnia tego tylko brakowało :-)

Poprosiliśmy o rachunek...

dostaliśmy...


Szarlotka z lodami i bitą śmietaną, przełożona rurką z czarnej czekolady.. mhmm :-)) W ramach pierwszych dni otwarcia restauracji, byliśmy tymi szczęśliwcami, którzy mogli tego spróbować za darmo ;-)

Niestety przed zrobieniem zdjęcia (choć najedzony na max), musiałem kawałek ugryźć aby zaspokoić ciekawość :-)

Miła obsługa, fajny klimat, duża przestrzeń, schludnie, czysto, miło.

Kilka braków - terminal kart, brak alkoholu - ale to jak wiadomo, na dniach będzie :-)

www.pasnik.com.pl - tutaj znajdziecie informacje gdzie konkretnie znajduje się restauracja. Ja powiem tyle, trasa Wrocław przez Jagodno na Strzelin na wys. Żernik Wrocławskich.

Pozdrawiam Właścicieli - tak trzymać!

środa, 14 września 2011

Koi - Sushi Bar

Wracałem dzisiaj z Bielan Wrocławskich przez ołtaszyn i natknąłem sie na szyld nowego sushi baru o nazwie Koi. Ze wzgledu na to, iż przepadam za sushi wraz z moją współlokatorką :), postanowiliśmy sprawdzić nową lokalizacje...

Bar znajduje się przy ulicy Zwycięskiej, przy bramie 14d. Jak z miejscem parkingowym...? Coż jest tak jak na całym ołtaszynie :-) wywalczysz, masz!

Miejsce zdobyte, azymut Koi.

Na wejściu przywitały nas pustki, poza mistrzem kuchni, kelnerką oraz panem, który chyba ogarniał marketing baru :-)

Zasiedliśmy do stolika (przy każdym znajdowały się karty), po czym po krótkiej chwili pojawiła się pani kelnerka z zapytaniem czy pomóc lub doradzić w wyborze.. My z szyderczym uśmiechem na twarzy, oznajmiliśmy, iż te azjatyckie nazwy już są nam dobrze znane :-)

Wybór padł na zestaw zwany numer 3 (futomaki filadelfia, futomaki z krewetką w tempurze i futomaki z tuńczykiem w sosie teryjaki), oraz uramaki z tuńczykiem.

Szybciutko dostaliśmy napoje (herbata + woda), po czym chwile później nasze zamówienie (nic dziwnego, nikogo poza nami tam nie było :))

Pierwszy kęs... i...

zaskoczenie! wszystko bardzo świeże, ryba bardzo smaczna, i sos teryjaki.. poezja. Wszystko z deski szybko zniknęło..

Czas na sprawdzenie łazienki... i znowu miłe zaskoczenie, otóż znalazł się nawet i pokój matki z dzieckiem, toaleta brand new, wszystko czyste i wręcz sterylne.


Czas na rachunek:
Pierwszy zestaw 70zł, drugi 20zl, herbata i woda, łącznie 104zl. Jak na sushi bar, nie jest źle! A nawet całkiem konkurencyjnie..

Braki:

- mokra ściereczka
- menu na wynos
- brak możliwości płatności kartą
- strona internetowa??

No ale nie puściliśmy tego w zapomnienie i padło pytanie do obsługi co z w/w rzeczami. Otóż, sushi bar Koi, został otwarty dopiero wczoraj :-) Zostaliśmy zapewnieni, iż wszystkie braki zostaną uzupełnione na dniach..

Pierwsze wrażenie - bardzo dobre, jedzenie super, klimat bardzo miły.

Niebawem kolejny raz odwiedzimy tą restaurację i mamy nadzieje, że się nie zawiedziemy :-)

Polecam!

wtorek, 30 sierpnia 2011

Z mojej kuchni - Kurczak curry

Wracając z wakacji przejeżdżaliśmy przez miejscowość w Austrii zwaną Parndorf. Dla jednych zwykła wiocha, dla innych mekka w której jest największy outlet w europie. Mógłbym opisywać te cuda natury, ale do rzeczy. Dałem się naciągnąć na Woka (taka miska wyglądająca jak paśnik dla krowy :-), kosztowało mnie to 50 Euro, biorąc pod uwagę, że dawali do niego przykrywkę i jest na płytę indukcyjną, stwierdziłem - biore!.

Składniki na kurczaka w curry:

  • kurczak (ok. 500 gram piersi/filetu z kurczaka)
  • jedna czerwona papryka
  • jedna papryka chilli
  • jeden bakłażan
  • 1 duża cebula
  • 2 marchewki
  • ok. 300 gram makaronu lub 2 torebki ryżu (jak kto woli)
  • pieprz (do smaku)
  • sos curry - można go zrobić samemu na bazie bulionu wołowego lub kupić gotowy w słoiku. U mnie tym razem padł traf na sos ze słoika (tak! byłem w lidlu na tygodniu zakupów azjatyckich! :-))
  • 80ml rosołu (lub bulionu z kostki rosołowej).
Marchew kroimy w paski, bakłażana obieramy i kroimy w plastry, następnie plastry grubości 1,5 cm i dzielimy je na 4 części. Kurczaka kroimy bardzo drobną kostkę, cebule kroimy na pół, następnie połówki jeszcze raz na pół, i powstałe ćwiartki także na pół. Papryka w kostkę, papryczkę chilli w paski. W tym momencie możemy rozpocząć gotowanie makaronu/ryżu (te 10-15 minut w zależności co wybierzecie) pozwoli nam na dokończenie całej potrawy.

Rozgrzewamy w woku ok. 80-100ml oleju, wrzucamy marchew, smażymy ok 4 minut, następnie wrzucamy cebulę, po 2ch minutach dorzucamy obie papryki oraz bakłażana. Wszystkie te czynności robimy ciągle mieszając warzywa w woku (dlatego też na początku, kazałem wszystko przygotować :), po kolejnych 5 minutach dorzucamy kurczaka. Po chwili dolewamy rosołu (bulionu) ciągle mieszając (musimy o tym pamiętać), i na koniec dodajemy naszego sosu.

W przypadku własnoręcznie robionego sosu, może zajść potrzeba aby dodać mąki aby go zagęścić. Wystarczy wtedy 1-2 małe łyżeczki mąki kukurydzianej lub ziemniaczanej.

Następnie chwile poddusić i podawać z makaronem lub ryżem od razu po zrobieniu!







Smacznego ;-)



poniedziałek, 25 lipca 2011

Z mojej kuchni - sałatka z kapusty pekińskiej

Wczorajszym późnym wieczorem, po powrocie z doliny Kłodzkiej, postanowiłem zrobić coś do jedzenia. Otwieram lodówkę a tam...

Lenin...

Żartuje :-)

Kapusta pekińska, ser kanapkowy Favita 12%, pół słoika pomidorów suszonych w zalewie i ok. 300g piersi z indyka.

W ruch poszedł nóż, kapusta została poszatkowana, ser solankowy w kostkę, suszony pomidory na małe kawałki. Indyka w małą kostkę, doprawiłem solą, pieprzem i papryką w płatkach.

Indyka najlepiej na patelni jeszcze przyrumienić, ja zazwyczaj odlewam sos który zostaje po usmażeniu i zostawiam go na wysokim ogniu (w moim przypadku na 7 z 9 na indukcji).

A teraz przyprawy... Ser solankowy, załatwia kwestie soli - drugi w kolejce, pieprz...

Cały pic polega na tym, aby użyć kilka rodzajów pieprzu. Ja użyłem czarny, zielony, oraz mieszanki kolorowego pieprzu w całości. Pieprz poszedł pod moździerz (nie roztarłem go na pył, a na drobne kawałki), i następnie do sałatki.

Dobrze wymieszane, nadaje się od razu do spożycia...

Sos jest nie potrzebny, zalewa z suszonych pomidorów która na nich zostaje podczas krojenia, wraz z przyprawami tworzy elegancki sosik.

I nie profanować mi tego fix'ami do salatek! :-)

piątek, 15 lipca 2011

Ohh! Sushi & Grill - Magnolia Park Wroclaw

Miałem kilka spraw do załatwienia w Magnolii, a jak wiadomo, latanie po sklepie wzmaga mały głód... Niewiele myśląc, udałem się do Ohh! Sushi & Grill na pierwszym poziomie, tuż koło lodziarni Grycan.

Na wejściu przywitała mnie kelnerka, wybrałem stolik, od ręki otrzymałem menu. W przypadku tej restauracji menu jest całkiem obszerne i jak to zwykle bywa, nie wiem co wtedy zamówić.. Najlepiej według mnie w sushi barach, aby sprawdzić co jest dobre, należy zamówić jakiegoś mix seta... Maki, futomaki i kasztanki z cudami na kiju. Naturalnie do tego woda..

Od złożenia zamówienia mineły 3 minuty i kelnerka podala napoje oraz przystawke. Salata, sezam, marchew, kiełki w occie ryżowym. Przyznam szczerze, całkiem dobre.

Po 15 minutach od zamówienia, otrzymałem głowne danie czyli mix roznych różnosci plus smażone pierożki.

Zdziwił mnie fakt iż set został podany na talerzu a nie na deskach jak to w innych sushi barach w ktorych bylem. Jezeli chodzi o smak bazując na tym co otrzymałem, to moge powiedzieć iż pierożki były całkiem niezłe, a set niczym się nie różnił od setów podawanych w innych restauracjach poza... Ceną..

Minus tej restauracji jest taki, że jest nieco droższa od pozostałych sushi barów w których dotychczas byłem.

Podsumowując, byłem zadowolony. Jak będziecie w pobliżu i nie będziecie mieli pomysłu na obiad lub kolacje, to warto tam pójść.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Da Andrea

Jakiś czas temu postanowiłem wybrać się do restauracji Da Andrea we Wrocławiu. Z opisu, zdjęć i kilku zasłyszanych opinii wydawała się być włoskim kawałkiem na polskiej ziemi.

Ku mojemu rozczarowaniu, przeglądając menu okazało się że startery są droższe od dań głównych?! No nic... Pominąłem startery i przystąpiłem do wyboru i zamawiania dania głównego. Bite 45 minut oczekiwania na makaron który gotuje się około 13 minut, z przygotowaniem potrawy max 20.

Obsługa obojętna, menu cenowo nieprzystępne. Jedyny plus, to brak tłoku, ale chyba przez wzgląd na ceny.

Danie, bez rewelacji (był to jakiś makaron), nie zapamiętałem co konkretnie, bo jak widać nie było tego warte.

Osobiście nie polecam.

niedziela, 10 lipca 2011

Grosseto - Pruhonice Praha

Grosseto, włoska restauracja w Pradze, niecodzienny klimat, wspaniałe dania.

Niespełna 2 miesiące temu na majówce, odkryliśmy tą restauracje dzięki mojemu przyjacielowi z Czech. Restauracja w Pruhonicach, przystosowana na śniadania, obiady i kolacje z dziećmi (teren do zabawy). Karta dań z dużym wyborem, ale nie przesadzonym. Jedzenie głównie w stylu włoskim, a więc pizze, makarony, gnocchi i inne.

Po zajęciu stolika, zajął się nami kelner. Po przyjęciu zamówienia, przyniósł piwo (Stella), wino (Merlot, winiarnia bliżej nie określona), wino musujące (na tę wspaniałą okazję) oraz wodę.

Wybór padł jak zwykle w moim przypadku na mięsiwo, coś na starter oraz na deser...

Pogoda od samego rana (zaczęliśmy o 11) piękna, w sam raz na lekki obiad... Rozpoczęliśmy z carpaccio i serami, do tego wino czerwone Merlot. W trakcie rozmów bardzo często kończyły się trunki, które były magicznie uzupełniane przez kelnerów (nie wiadomo kiedy).

Wreszcie obiad... medaliony w sosie grzybowym (bodaj kurki)... coś niesamowitego.. Do tego naturalnie piwo Stella i nietuzinkowa atmosfera...

Po kilku godzinach (tak! siedzieliśmy tam od 11 do 18... - widocznie można!) zaczął padać deszcz i zrobiło się nieco zimno, ale kelnerzy wiedzieli co robić i szybko rozpalili promienniki (urządzenia do ogrzewania). Po kilku chwilach zrobiło się ciepło i kontynuowaliśmy dalej biesiadę.

W miedzy czasie kelnerzy uzupełniali na zmianę to wodę, piwo i wino.

Po 7 godzinach zakończyliśmy nasz wypad do Grosseto w Pruhonicach, i udaliśmy się w kierunku Pragi stare miasto.

Jeżeli będziecie w Czeskiej Pradze, to musicie tam pójść! Polecam także Grosseto Marina nieopodal mostu Karola. www.grosseto.cz

Fregata

Koło 2-3 tygodni temu, znajomi zabrali nas na obiad kawałek za Wrocław, a dokładniej do Zagórza Śląskiego. Nad jeziorem bystrzyckim znajduję się restauracja Fregata.

Restauracja umiejscowiona jest na klifie, z którego można zejść na część osadzoną na wodzie.

Menu... Otóż, pierwszy raz spotkałem się z... Samoobsługą w restauracji! :-) (przynajmniej tego nie ukrywają), po menu trzeba udać się do baru, po dokonaniu wyboru złożyć zamówienie po którym otrzymuje się numerek.

Z numerkiem na stół i czekamy... Po niedługim czasie, otrzymaliśmy żurek w chlebku (całkiem niezły, ale do mojego im daleko), i dania główne. Cenowo, wydaje się być dosyć drogą restauracją, ale jest ułożona w fajnym miejscu więc mogę stwierdzić, że warto. Dodatkowy plus to możliwość wynajęcia pokoju na noc.

Jak będziecie w okolicach, to wstąpcie tam! www.fregata.org

Bernard

Bernard jest to jedna z niewielu restauracji, które lubię odwiedzać ze względu na lokalizację, ceny, obsługę i klimat.

W obszernym menu znajdziemy przekąski do piwa, startery i dania główne. Do obiadu proponuje każdemu wziąć litrowe piwo Bernard i to nie dlatego, że czas oczekiwania jest długi, tylko dlatego że jest bardzo dobre.

Jako starter proponuje talerz bernarda, a na obiad medaliony wołowe z masłem ziołowym. Uwieńczone litrowym piwem, w miłej atmosferze (czasem przy muzyce na żywo).


Pub/restauracja na rynku zrobiona według projektu BUCK Architekci www.buck.pl

Restauracje polecam na wieczorne wypady ze znajomymi przy piwie i dobrym jadle! www.bernard.wroclaw.pl

Pod Fredrą

Którejś niedzieli postanowiliśmy wybrać się na śniadanie do rynku we Wrocławiu, wybór (jedyna tak wcześnie otwarta restauracja) padł na restaurację "Pod Fredrą". W drzwiach przywitał nas manager sali, zapytał o preferencje miejsca w którym zechcielibyśmy zjeść, po czym zaprowadził nas do przytulnego kącika.

Rustykalne wnętrza z dębowymi stołami, ściany zapełnione przeróżnymi rzeczami, a w tle miła spokojna muzyka.

Otrzymaliśmy menu w krótkim czasie i przystąpiliśmy do wyboru dań i napojów.
Jako starter zamówiliśmy Deskę wykwintnych specjałów ’’Pod Fredrą’’, śledzie w śmietanie z cebulką, na danie główne rosół, talerz pierogów mieszanych ze smażoną cebulką, oraz pstrąg pieczony w całości z czosnkiem i pietruszką.

Po krótkim czasie otrzymaliśmy wodę i kawę, następnie starter. Manager sali ciągle zwracał uwagę co się w okół niego dzieje, to witał nowych gości, to sprawdzał czy już można podać dania główne.

Na czas dostaliśmy dania główne co bardzo cenię. Ku mojemu zdziwieniu, jest to pierwsza restauracja w której otrzymaliśmy talerz na ości !

O cenach rozpisywać się nie będę, są podobne jak w każdej restauracji na rynku.

Restauracja godna polecenia! www.podfredra.pl

Capri Trattoria Pizzeria

W minioną sobotę podczas wieczornego spaceru ze znajomymi, udaliśmy się do uroczo wyglądającej z zewnątrz Restauracji Capri Trattoria Pizzera zlokalizowanej przy Rynku, w Galerii Italiana.

Po 10 minutach, sami poszliśmy po menu.

Po 20 minutach zostaliśmy zauważeni przez kelnerkę, chyba dlatego iż zauważyła brak menu w swoim składziku.. Złożyliśmy zamówienie i...

Po 10 minutach kelnerka przyszła przeprosić, że na kawę dłużej musimy zaczekać bo są problemy z maszyną (w miedzy czasie mogła przynieść wodę z lodem która zamówiliśmy, ale po co przecież...)

Po kolejnych 5 minutach, przyszła woda... bez lodu..., zamiast zielonej herbaty, herbata w zielonym opakowaniu..

Od zamówienia czekaliśmy około 30 minut.

Ja osobiście oszczędziłem sobie nerwów z czekaniem na jedzenie, więc z relacji znajomych pizze w miarę oblecą (sos trzeba było dokupić, bo pizza za sucha!), a sałatka bez rewelacji.

Problemem tej knajpy jest personel, a raczej jego zbyt mała liczba jak na tak sporą restauracje.

Według mnie, nie warta czasu...

Karczma Katarzyna

Niedaleko miejsca w którym obecnie mieszkam a dokładniej w miejscowości Święta Katarzyna, znajduje się restauracja o nazwie Karczma Katarzyna, zwana potocznie przez stałych bywalców "U Zenka" (od imienia właściciela).

Restauracja zrobiona w stylu wiejskim, na stołach obrusy i świece.

W menu znajdziemy niewiele pozycji (ok 15-20 dań), ale zawsze należy pytać czy jest coś z poza karty. Wielkość dań (na moje szczęście), nie jest przystosowana dla zwykłych śmiertelników. Po pierwszej w życiu golonce w tym miejscu, zapytałem kelnera:

- Przepraszam. Czy zupę podajecie w wiadrach?

Roześmiał się tylko, popatrzył na talerz i zapytał czy zapakować resztę do domu :-)

Obsługa jest rewelacyjna, jedzenie bardzo dobre, brak tłoku, jest gdzie zaparkować.

Polecam szczególne golonkę, karczek i danie szefa!

Warto odwiedzić! Polecam!

Sushi Bar

Przez ostatnie 2 miesiące postanowiłem odwiedzać sushi bary we Wrocławiu. Zdołałem odwiedzić kilkukrotnie 77 Sushi (przy ul. Nożowniczej oraz w Arkadach Wrocławskich), Planet Sushi (Wrocławski Rynek), oraz Naka Naka Sushi (przy ul. Ołtaszyńskiej/Zwycięskiej).

Wybór jedzenia w każdym z wymienionych sushi barów jest dosyć spory.

Ceny we wszystkich barach są bardzo podobne, większe różnice można zobaczyć tylko na zestawach.

Obsługa w 77 sushi oraz Planet Sushi, nie zadowoliła mnie zbyt mocno (nie oceniam po pierwszej wizycie), z kolei w Naka Naka jest na całkiem dobrym poziomie, a to dlatego że mają stałą ekipe.

Tłok ? Na szczęście dla sushi maniaków, sushi bary nie są bardzo oblegane i mam nadzieje że to się nie zmieni :)

Co do oceny końcowej, polecam Naka Naka Sushi przy ul. Ołtaszyńskiej 92e/7, www.nakanaka.pl.