poniedziałek, 23 stycznia 2012

Sioux - Magnolia Park

Pewnego magicznego dnia, podczas niecodziennych zakupow w magnolii, po prostu zglodnialem! Zazwyczaj odbywam wtedy kurs wokolo galerii i koncze na jednej z ulubionych restauracji tam, ktora nazywa sie Restauracja Chinska!

Wraz z Katarzyna, postanowlismy zjesc cos innego i udalismy sie do restauracji o nazwie Sioux!

Sama restauracja wykonczona w stylu indianskim, a kelnerki w strojach kowbojskich.


Zasiedlismy w stoliku stylizowanym na stary powoz. Na wejsciu otrzymalismy karty, po czym zlozylismy zamowienie:
  • kawa
  • woda
  • Fajitas Con Carne
  • Trop Sioux'a
Czekajac na zamowienie, nasza uwage zwrocila rewizja w stole, ktora z ciekawosci otworzylismy.. W srodku stolu, znajdowal sie po prostu grill.

Zapytalem kelnerke, czy wciaz sie tego uzywa, ale niestety na wzglad na obecne przepisy instalacja wentylacji musialaby zostac powaznie przerobiona. Przy moim zboczeniu zawodowym wiem, ze takze wiazaloby sie to z dodatkowymi pozwoleniami od inspektora strazy pozarnej itd... Co nie jest naturalnie latwe do zdobycia..

Po jakims czasie otrzymalem swoj obiad... tylko swoj... Dla Katarzyny obiad przyniesli prawie 10 minut pozniej.. (juz bylem zly).

Stek z rostbefu, ktory zamowilem, zalagodzil lekko moje zdenerwowanie, ale kiedy sprobowalem Fajitas con carne Kasi - szlag mnie trafil.

Na wpol letnie i co najgorsze gumowe.

Glodni - zjedlismy. Poprosilem o rachunek i standardowe pytanie od obslugi:

- Czy smakowalo ?

Krotko, zwiezle i na temat odpowiedzialem:

- Dania podane w odstepie 10 minut - niedopuszczalne!
- Przepraszam, ale te dania robilo dwoch innych kucharzy - odpowiedziala..

Zagotowalem sie...

- Fajitas letnie a mieso gumowe?
- Spuscila glowe, przeprosila...

Powiedzialem Pani, ze to nie jej wina, bo ona tego nie gotuje i kucharz powinien dostac po glowie za to.

Zaplacilismy.. i wyszlismy..

Za jakis czas rewizyta, zobaczymy czy bedzie jakas poprawa, poki co wstrzymuje ocene.

Kaszcz

 
Z drugiej strony stołu... 

To była moja decyzja... Sioux zamiast wypróbowanej, chińskiej knajpy. Galeriany Sioux (nie mylić ze Sphinxem), wciśnięty między McDonald's a toalety, robi wrażenie małej knajpki o pomieszanym menu. Po wejściu do środka zaskakuje jednak powierzchnią - jest sporo stolików w różnych konstelacjach, na środku kuchnia i bar, obudowane na kształt starego wagonu z kółkami. Część stolików stylizowana na powozy z białymi baldachimami - i to tam właśnie pakujemy się tym razem. Ściany są fajnie ozdobione - coś o Indianach, różne detale z "dzikiego zachodu", ciepłe kolory, nie rażące światło... w sumie miło.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy tu jemy. Ostatnio byliśmy zadowoleni, więc mam nastawienie pozytywne. Siadamy przy stoliku z wnęką na grill (niestety, ta opcja nie funkcjonuje), kelnerka zjawia się od razu z menu i zapytaniem, czy na początek coś podać do picia. Potem z menu wybieram Fajita con Carne (fahitakonkarne, nie tam żadne fadżajta :P) na rozgrzanej patelni z dwiema ciepłymi plackami tortilla i kawę z mlekiem z ekspresu. Kawa przychodzi szybko - na pierwszy rzut oka wygląda mi na cappuccino - maxi filiżanka, wielka pianka i posypka, czekoladowa bodaj. Kawa jak kawa - piłam lepsze, piłam gorsze. Na moją fajita niestety muszę czekać dłużej... w końcu jest: podana na mini metalowym talerzu do pizzy, fajita jest ciepła (nie gorąca, skwiercząca, pachnąca jak sobie wyobrażałam) - kawałki mięsa wołowego w jakiejś glazurze z trzema rodzajami papryki i cebulą, posypane przyprawą (z menu wiem, że to przyprawa meksykańska). Za minutę-dwie dochodzą moje ciepłe tortille, za brak synchronizacji Kelnerka przeprasza. W porządku. Tortilli nie ruszam, bo nie przepadam. Fajita słabo ostra, chociaż oznaczenie potrawy wskazywało na pikantną. Średnio smaczna dla mnie, ale jadłam gorsze rzeczy... Niestety, na obrazku w menu wyglądała dużo bardziej apetycznie. Mięso wołowe jest dość twarde i miejscami żylaste - taka mała siłownia dla mięśni żuchwy. Ratuję się surówką z białej kapusty z talerza z naprzeciwka, jest też surówka z marchewki, ale dziwny ma posmak...
Miło, że kelnerka interesuje się, czy wszystko smakowało i słucha, co mamy do powiedzenia. Prosi, żeby wszelkie takie uwagi następnym razem zgłosić zaraz po podaniu, to Kucharz poprawi. Miłe to, ale jakoś zawsze w takich sytuacjach mam obawy co do zawartości takiej poprawionej potrawy... wiecie, o co chodzi ;)
Płacimy kartą, napiwku nie zostawiamy.  

Katarzyna. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz